PO SEZONIE. ULTRA W BYDGOSZCZY

Jedni powiedzą, ciągnie wilka do lasu drudzy że zwariował. Po co mu to. Maraton, po sezonie, i do tego w scenerii ultra?! Nie wspominając już o przygotowaniu a właściwie jego braku. OK, przyznaje się – całą nadzieję pokładałem w wypracowanej w trakcie sezonu formie. W końcu to był przełomowy rok, z systematycznym progresem i bez kontuzji! Start w Puszczy Bydgoskiej zaplanowałem sobie już rok temu, nie byłem jednak przekonany co do tego który dystans wybrać (21/42/64km). Czując się zmęczony ale przede wszystkim zdrowy, zdecydowałem się na maraton. Beż żadnej presji, bez założeń. Po prostu się sprawdzić i 'posmakować’ tego ultra 🙂 Zrobić coś przyjemnego dla siebie, jakkolwiek dziwnie to brzmi.

Jak już wspominałem, nie miałem ciśnienia na konkretny czas czy tempo. Zależało mi tylko na tym aby zadbać o pokarm i nawadnianie. Miałem więc wszystko opracowane, niczego mi nie brakowało a w plecaku znalazły się nawet żelki. Do maratonu przystąpiło 87 zaprawionych w boju biegaczy. Przy takiej elicie znów wyglądałem jak amator 🙂 Trasa podzielona była na dwie równe połówki, biegnąc po obu stronach drogi krajowej nr 25 w Bydgoszczy. Przed startem starałem się zaczerpnąć jakiejś opinii czy rady od osób które mają już doświadczenie w tej imprezie. Wszystkie zgodnie uprzedzały, że lekko nie będzie. Starałem się o tym pamiętać, dlatego 'pierwszy’ półmaraton pokonałem w spokojnym tempie, pilnując pokarmu i nawadniania. Czułem się dobrze, nawet chciałem dzwonić do Rodziny żeby szybciej przyjechali na metę 🙂 Jakież było moje zdziwienie gdy zacząłem drugą połówkę. Te zbiegi i podbiegi o których wszyscy mówili i na które w jakiś amatorki sposób się przygotowywałem – na dobre zaczęły się dopiero od tego momentu. Zbieg, podbieg, zbieg, podbieg i tak bez końca. Tym samym na 27 kilometrze coraz częściej maszerowałem niż biegłem. Do tego zaczęły się pojawiać pierwsze bóle, które po niedługim czasie definitywnie wyeliminowały mnie z biegu.

Od tego momentu zaczęła się moja walka o przetrwanie. Nie, nie robiłem sobie krzywdy. W krytycznych momentach robiłem po prostu dłuższe przerwy i się rozciągałem. Wiedziałem jednak, że po mimo przepięknej scenerii, te ostatnie 15km będą prawdopodobnie najtrudniejszymi w moim życiu. I właśnie taką miałem w sobie motywację 🙂 Poza tym wiedziałem, że na mecie czekają na mnie bliscy a Sebastian bardzo chce przebiec ze mną samą końcówkę. Co prawda był to dystans nieco dłuższy niż maratoński (44km) ale odczułem go na własnej skórze jako pierwsze ultra w moim życiu. Kryzys dopadał coraz więcej zawodników, od 38km już mało kto biegł. Przez prawie 10km towarzyszył mi pewien gość, którego poznałem na trasie. Również miał kryzys, notorycznie dopadały go skurcze. Myślę, że nasze wzajemne towarzystwo, rozmowy i wymienianie się wodą czy żelami pomogło nam dotrwać do końca, przynajmniej w sferze mentalnej. Ból który mi towarzyszył balansował już na krawędzi. Trzeba było zredukować plany i zapomnieć, że do mety jeszcze kilkanaście km. Zacząłem 'odhaczać’ w swojej głowie kolejne pokonane 100m, kilometr po kilometrze, do samego końca.

Widząc już ostatni zakręt przypomniał mi się Wrocław’17. Mój pierwszy maraton, znów oczy się zaszkliły, czułem dumę. I po mimo niewyobrażalnego zmęczenia byłem bardzo szczęśliwy. Sebastian czekał już na mnie, razem wbiegliśmy na metę. Czas 05:35:17 dał mi 62 miejsce na 84 zawodników którzy ukończyli ten dystans. Czas nie miał dla mnie znaczenia (poza tym, żeby zmieścić się w regulaminowych 7h ;)). Jednak było to prawie 6h nieustającego wysiłku, walki i ciągłego ruchu. Dostałem namiastkę tego co pewnego dnia czekać mnie będzie na pełnym dystansie IRONMAN’a.

Ten nietypowy maraton sporo mnie nauczył. Przede wszystkim maraton po płaskim w porównaniu do Puszczy Bydgoskiej z różnicą wzniesień +/- 1000m to dwa różne światy. A co za tym idzie, cykl przygotowań pod taką imprezę również jest zgoła odmienny. Ten start pokazał mi jakie braki fizyczne mam oraz nad czym muszę popracować chcąc pewnego dnia przejść na ultra. Tu trzeba mieć nawet opanowaną technikę zbiegania (!). Ale przede wszystkim trzeba mieć mocne i świeże nogi 🙂 Jak będzie za rok, zobaczymy. Pozostaje tylko pytanie, który dystans tym razem wybrać… 🙂

Michał – 42KM (MSC 62/84 OPEN, 28/33 KAT M30)
Odcinki:
9KM – 00:56:08 (6:14 min/km)
14KM – 01:28:51 (6:20 min/km)
21KM – 03:10:18 (9:03 min/km)
TOTAL: 05:35:17 (7:37 min/km)

fot: Mariusz Kryske, własne

Tags: No tags

Comments are closed.